• Guadelupe - Madonna z Guadelupe

    Kościół w Guadelupe znajduje się w dzielnicy La Villa de Guadelupe, na północno-wschodnim wybrzeżu Mexico, kilka mil od centrum miasta. Dziesięć lat po podboju Meksyku przez Hiszpanów, w pierwszej połowie XVI wieku hiszpańscy jezuici prowadzili już na szeroką skalę akcję misyjną na tamtejszych terenach. Działo się to w czasie, kiedy na kontynencie europejskim nie zostały zażegnane jeszcze wszystkie spory teologiczne co do tożsamości podbitych ludów. Na hiszpańskich uniwersytetach stawiano pytania dziś dla nas co najmniej dziwaczne: Czy Indianie mają duszę? czy Chrystus umarł także za nich? czy objęci są dziełem zbawienia? Podobno właśnie brak przekonania co do faktu, że Indianie również obdarzeni są duszą nieśmiertelną, konkwistadorzy nie wahali się zaprowadzić niewolnictwa na podbijanych terenach Meksyku. W 1531 roku tajemnicza postać Matki Chrystusa - jakby wychodząc naprzeciw wątpliwościom teologów - ukazała się indiańskiemu wieśniakowi azteckiego pochodzenia, niejakiemu Juan Diego.

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Havana - Fidel Castro

    Wszechobecna twarz Ernesto Che Guevary, długowłosego przyjaciela Castro, zabitego podczas walk partyzanckich w Boliwii, wdziera się w oczy zalewane potem w żarze hawańskiego słońca. Znaki rewolucji widoczne są na każdym kroku: tysiące zwycięskich i patriotycznych haseł, żołnierskie i policyjne mundury, stojąca za szklanym murem łódź, na której Castro ze swymi towarzyszami przybił na wybrzeże w okolicach Sierra Maestra, by dokonać drugiego - tym razem zwieńczonego sukcesem - zamachu stanu. Ubóstwo ludzi, szczycących się bezpłatnym szkolnictwem i służbą zdrowia, graniczy często z nędzą. Rozsypujące się rudery Starej Hawany, pamiętające jeszcze czasy kolonialne, niczym urokliwe matrony stoją z dumą obok swych młodszych towarzyszy, tworzących powstałe w latach sześćdziesiątych blokowiska.

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Lima - dzieci raju

    Na obrzeżach Limy, dokładnie w Huachipa, leży El Paraiso („Raj”). To nazwa jednego ze slumsów, w którym od kilku lat misje prowadzi ksiądz Bogdan. Raj rozłożył swe konary na pustynnych wzgórzach. Nie ma tu wody, nie ma roślinności, a wszystko pokryte jest kurzem i prochem. Unoszący się pył zatyka usta, wdziera się do oczu, uszu, nosa, powoduje uczucie oschłości. Czterdziestostopniowy upał daje się wszystkim we znaki. Jest w El Paraiso kaplica. Prawdziwa, budowana z kamieni, nie - jak w okolicznych osiedlach - z kartonu i trzciny. Wystarczy zjawić się w niej, by nagle, jakby spod ziemi wyrosła gromadka dzieci. Wielkimi oczami, trochę przestraszonymi, ale bardziej ciekawymi, wpatrują się w przybyłych gringos. Te dzieciaki mają szczęście; mieszkają blisko Limy, więc chodzą do szkoły. Podobno w interiorze istnieją miejscowości, w których analfabetyzm sięga 56 procent. Tymczasem tu uczy ich liter Maria, która niedawno opuściła więzienie.

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Machu Picchu - zaginione miasto Inków

    Historia odkrycia Zaginionego Miasta Inków jest tyle frapująca, co przesycona przygodą. Amerykański archeolog z uniwersytetu w Yale, Hiram Bingham przybył do Peru w 1905 roku. Poszukując śladów cywilizacji inkaskiej, zwrócił uwagę na wzmianki kilku starszych Indian o rzekomym mieście porośniętym dżunglą. Gdy w 1911 zorganizował wyprawę, prowadził go dwunastoletni chłopiec należący do jednej z dwóch rodzin, która znała położenie miasta. Trudy wędrówki po trzytysięcznikach opłaciły się. Hiram odkrył najpierw kilka kamiennych ścian, a kiedy udało mu się ogarnąć całość znaleziska, okazało się, że jest nim miasto. Było to bez wątpienia największe odkrycie archeologiczne w całej Ameryce Południowej.

    prezentacja o Machu Picchu (ppt)

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Mexico City - w największym mieście Świata

    Współczesny Meksyk, a właściwie jego większe miasta, są miejscami kontrastów. W stolicy państwa, a jednocześnie największym mieście świata i jego okolicach - jak dumnie twierdzą jego nawet najubożsi mieszkańcy - żyje ponad dwadzieścia milionów ludzi. Żyje, a może lepiej - egzystuje. Zdecydowana większość z nich to ludzie na granicy nędzy, niekiedy walczący wprost o przetrwanie. Jednak w centrum ciudad spotkać można wiele luksusowych sklepów, hoteli, mieszkań. Niejednokrotnie tuż obok nowoczesnych marketów swoje materace lub koce rozkładają bezdomni, by spędzić tak noc, a rankiem znów wyruszyć na poszukiwanie pożywienia. Kontrasty widoczne są również w sposobie myślenia Meksykan. Za przykład niech posłuży choćby fakt, że w jednym sklepie kupić można zarówno foldery przedstawiające Chrystusa czy Jego Matkę oraz plakaty o treści prawie pornograficznej.

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Midland, Kanada - misyjne migawki

    Sainte-Marie, wioska założona przez francuskiego jezuitę w 1639 roku na terytorium Wendtów, zwanych także Huronami, udostępniona jest dziś zwiedzającym, którzy pragną poczuć smak życia Indian sprzed kilku wieków. Jest to wspaniały przykład pomieszania tubylczej kultury indiańskiej ze zdobyczami cywilizacji Zachodniej Europy. Francuzi bowiem zamieszkiwali tu w symbiozie z Huronami, którzy przyjęli chrześcijaństwo. Indianie dzielili się tajnikami swej wiedzy dotyczącej ziół, sposobów przetrwania ostrych zim czy polowania, natomiast jezuici obdzielali ich hojnie wynalazkami techniki, co ostatecznie wychodziło na dobre obu stronom; osada szybko stała się samowystarczalna. Jezuici nauczyli się budować canoe, by przywozić z Quebeku potrzebną żywność i lekarstwa. Trudnili się rybołówstwem, łowiectwem i rolnictwem. Gromadzili skóry i futra zwierząt. Niekiedy udawało się zgromadzić zapasy żywności na trzy lata; tak przynajmniej wynika z zachowanych dzienników. Mieszkańcy Sainte-Marie nie prowadzili jednak tylko sielankowego życia. Największe spustoszenia czyniła zaraza i walki z Irokezami. W 1648 roku Irokezi zaatakowali osadę Saint Joseph. Właśnie wtedy jeden z męczenników, Antonie Daniel, postradał życie. W rok później śmierć ponieśli kolejni jezuici. Mieszkańcy Sainte-Marie czekali na kolejny atak, który nigdy nie nadszedł. Zmęczeni życiem w ciągłym napięciu, zdecydowali się przesiedlić do Quebeku.

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Niagara Falls - w objęciach żywiołu

    Niagara roztacza zupełnie inną aurę niż brazylijskie Iguassu czy Gulfoss na Islandii. Jest bardziej skomercjalizowana, choć przecież cudownie wpisuje się w płaskowyż wielkich jezior. Sieć hoteli i cały przemysł turystyczny może gubi nieco odczucia romantyczne, jednak nie można tego powiedzieć o odczuciu absolutnej małości i wrażeniu bycia otoczonym przez potężną siłę, wobec której jedyną postawą pozostaje wyczekiwanie i niema prośba o litość. Odczucia takie towarzyszą zwłaszcza tym, którzy decydują się na wyprawę statkiem do serca wodospadu. Przybliżającym się do jego ścian huk opadających ton wody wdziera się do uszu na równi z rozpryskującymi się wszędzie kroplami wody. Statek wydaje się być rzucony jak pudełko zapałek na taflę rozszalałego oceanu i pozostaje tylko jedno - liczyć na jego litość, na litość natury, której człowiek przecież i tak jest częścią. Uczucie bezsilności i zachwytu mieszają się ze sobą. Poczucie wtopienia w szalejący wir natury staje się przytłaczające.

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • New York - jesień

    Nowojorska katedra budowana była w latach 1859-79 przez Jamesa Renwicka, prace dekoracyjne jednak ukończono dopiero w 1909 roku. Neogotyckie wieże rozpinają się pomiędzy drapaczami chmur. Zostały tu wrzucone jakby z innej epoki, a jednak nie można sobie wyobrazić metropolii bez eleganckiej fasady St. Patrick's. Wszechdominujący biały marmur staje się niemal symbolem oczyszczenia i uspokojenia ducha, po które przychodzą tu nowojorczycy. To dość niezwykły widok: biznesmeni w sztywnych kołnierzykach, z czarnymi teczkami przy nogach, pochylają głowy i zamykają oczy, by na chwilę zatopić się w modlitwie. Chyba rację miał Einstein, gdy mówił, że „modlitwa to odkrywanie myśli Boga”.

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Rio de Janeiro

    Samolot z Frankfurtu ląduje w Rio o szóstej rano. Mam za sobą dwanaście godzin lotu. Jest styczeń. Temperatura w Europie jest poniżej zera, tu o tak wczesnej porze przekracza już 20 stopni. Na Rio mam tylko jeden dzień, plan jest więc prosty: Corcovado, Pao de Acucar i Copacabana. Kierowca wynajętego samochodu mówi jedynie po portugalsku. Niemal natychmiast po wyjeździe z kompleksu lotniska znajdujemy się przed panoramą oceanu. Do tych wybrzeży w styczniu 1502 roku dotarł Portugalczyk, Caspar de Lemos, odkrywając rozległą zatokę Guanabara. Był przekonany, że płynie bardzo szerokim ujściem rzeki, stąd nazwał ją Styczniową Rzeką, czyli Rio de Janeiro. Dwa lata wcześniej, dokładnie 9 marca 1500 roku od brzegów Portugalii odbił ze swą flotą Pedro Alvares Cabral. Miał założyć placówkę handlową w indyjskim porcie Kalikat, zamiast do Indii dopłynął jednak do obecnego brazylijskiego stanu Bahia. Przybił do brzegu 23 kwietnia. Czym więc jest półtora miesiąca bujania na okręcie w porównaniu z dwunastoma godzinami lotu?

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Salvador de Bahia - fawela w Salvador de Bahia

    W Saramandaya, faweli położonej w centrum Salwadoru de Bahia, ponad dwu milionowego miasta w na wybrzeżu brazylijskim, ludzie żyją w domach z tektury, dykty, czasami z cegieł, często bez dachu. W jednym pomieszczeniu mieszka niekiedy 10-12 osób. Tu odbywa się wszystko: gotowanie, odpoczynek, pranie, jeśli uda się zgromadzić wodę, miłość fizyczna na oczach dzieci, kłótnie, gra w domino i karty przy butelkach alkoholu. Czasem uda się przynieść upadłe mango czy kokosa. A czasem łyżkę ryżu. Jeśli kobiecie uda się coś ugotować, sprzedaje przed domem na ulicy tę strawę, niekiedy po łyżce, niekiedy więcej, by zarobić kilka centów (100 centów to jeden real brazylijski). Matki nie uczą, w jaki sposób przygotować jedzenie, bo boją się konkurencji. A może córka też zechce sprzedawać posiłki?

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ

  • Titicaca - święte miejsce Indian

    Titicaca w języku ajmara to „szary kot”, czyli Puma. Okolice tajemniczego zbiornika wody są pełne równie tajemniczych pozostałości dawnych kultur, od Tiwanaku począwszy, na kulturze inkaskiej skończywszy. Można je spotkać zarówno na brzegach, jak i na wyspach. W Copacabanie odkryto pozostałości astronomicznego centrum obserwacyjnego z czasów przedkolumbijskich. Miasteczko było jednocześnie przystanią dla pielgrzymek zmierzających na Wyspę Słońca i Wyspę Księżycową. Stąd wyruszano maleńkimi czółenkami, by w mistycznej atmosferze oddać pokłon bogom, którzy za mieszkanie obrali na wodach jeziora.

    powiększ
    powiększ
    powiększ
    powiększ